Ukraina 2012

Fotografia podróżnicza

Podróż po Ukrainie którą miałam przyjemność przeżyć miała miejsce w 2012 roku. Wyprawa zaczęła się w Łodzi i stąd autobusem udałam się bezpośrednio do Lwowa. We Lwowie spędziłam trzy dni i to były wspaniałe dni, przepełnioną przepyszną ukraińską kuchnią, opowieściami starszej Pani u której spałam, a która mieszkała tuż zaraz obok a jak się okazało tylko pięć przystanków autobusem – ale warto był dojeżdżać. Następnie ze Lwowa pociągiem nocnym pojechałam do Kijowa. W Kijowie spędziłam pięknych 10 godzin na zwiedzaniu miasta. Z Kijowa, również pociągiem, udałam się na Krym do Symferopola. I to właśnie tutaj w Symferopolu trafiłam do innego świata. Świata jakże odmiennego od tego który znałam. Z Symferopola busem zwanym marszutką dotarłam do miejscowości docelowej o dźwięcznej nazwie Kacza.
Kacza to mała miejscowość na zachodnim brzegu półwyspu krymskiego. Przez kolejne 2 tygodnie to była moja baza wypadowa, bo na Krymie głównie zwiedzałam. A Rozpoczęłam od Sewastopola. Następnie byłam w Bakczysaraju, Jałcie a z Jałty statkiem dostałam się do miejscowości Gaspra gdzie znajduje się Jaskółcze Gniazdo – pomnik architektury położony na skale Aj-Todor. Neogotycki zamek według projektu rosyjskiego architekta, Leonida Sherwooda, został wybudowany w 1911 lub 1912 r., na szczycie wysokiego na 40 m klifu Aurora. Kolejną przygodą był Sudak.
Na Ukrainie spędziłam łącznie 19 dni. To było 19 dni w innym świecie. To było 19 dni podczas których zakochałam się we wschodniej kulturze. To był 19 wspaniałych dni które zostaną ze mną na zawsze. Zobaczcie sami! Polecam kliknąć z zdjęcie a pojawi się podpis 🙂

Podróż po Ukrainie jak z pewnością już zauważyliście to była podróż bez planu, bez zarezerwowanych wcześniej noclegów tylko z wykupionymi biletami na pociąg w obie strony. Informację jaką otrzymałam jeszcze przed wyjazdem, że jak dotrę już do tej miejscowości, która była moim celem czyli Kacza, to na pewno jak wysiądę tylko z marszutki będą stali mieszkańcy z karteczkami „Wolne pokoje”. I co? Wysiadam i nie ma nikogo. Sami tubylcy wracający z Symferopola, nikt nie spodziewał się turystów. Moje przerażenie było ogromne „bo co teraz, jak to jest w sumie wieś i tu nie ma hoteli nawet”. Nie trzeba było długo czekać, mijając lokalny bazarek, zagadała babka. Widać że lokalna biznes women pod przykryciem handlarki melonami. Ale jeszcze chwilę o tej kobiecie pozwolę sobie 🙂 Pełen profesjonalizm, w sekundę pełny uśmiech w którym lśniły złote zęby, przemiła starsza pani. Oczywiście, że naczytałam się przed wyjazdem, że tak właśnie naciąga się turystów zagubionych we wschodnim świecie. Pani powiedziała, że jej przyjaciel chyba ma wolny pokój i zostawiając swe melony poszła go zapytać czy może nas przyjąć (z pewnością to, że on może to ona wiedziała, tylko negocjowała swój udział w zyskach bo turyści z Polszy). I okazało się, że Pan ma miejsce. Po kilku dniach oczywiście okazało się, że kwatera jest przepłacona srogo, ale nie było zbyt dużo robaków i było czysto i była ciepła woda i bazarek z owocami pod nosem i morze całkiem blisko zatem zostałam w tym pokoju cały wyjazd. Odkryłam również, że Kacza to nie tylko ta mała wieś, w której mieszkam ale jest jeszcze druga i trzecia cześć miasta. Druga część miasta to luksusowe hotele nad samym morzem, a trzecia część to olbrzymie koszary wojskowe. Mam jeszcze dwa niesamowite wspomnienia z tym miasteczkiem. Był tam taki bar, bo ciężko to nazwać restauracją, wszystkie stoliki stały na zewnątrz, stoli i krzesła plastikowe ogrodowe, absolutnie nikt i  o nie nie dbał, nie mył ich nikt. Zatem na pierwszy rzut oka syf, ale kolejka ludzi w oczekiwaniu na stolik! Powiem tak, najlepszy barszcz ukraiński jaki jadłam w życiu. Nie jadłam tam nic więcej, bo więcej to znaczyłoby, że musiałabym zjeść mięso a ja niestety widziałam jak dostarczają mięso do Kaczy. Już wam streszczę. Na tym dworcu a raczej przystanku, a raczej zatoczce przy sklepie stał taki gruby pień drewna i tak ze dwa może trzy raz w tygodniu przyjeżdżał samochód, kładł pół świni na tym pieńku a ludzie w kolejce po kolei zamawiali to co chcieli, a raczej co zostało. To była bardzo szybka akcja, kilkadziesiąt minut i na pieńku zostawała tylko krew. I tą krew lizały potem psy i koty i muchy pewnie też. Tak, dobrze myślicie nikt tego pieńka nie czyścił nigdy. Dlatego mięsa nie jadałam tam w ogóle. Ale jadłam wiele innych dań jak np. robione na miejscy przy nie cieburieki. Ale wracając najlepszy barszcz ukraiński jest w Kaczy!

Moja podróż po Ukrainie zakończona była bardzo długim powrotem do Polski. I pokrótce pokażę wam jak to wyglądało. Wyjazd marszutką z Kaczy do Symferopola, około 2 godzin jazdy, dalej z Symferopola do Lwowa pociągiem 26 godzin, ze Lwowa na granicę taksówką bo ostatni pociąg czy też bus już odjechał, na granicy w Medyce byłam w nocy (nie polecam tego doświadczenia), z Medyki do Przemyśla taksówką, z Przemyśla do Warszawy autobusem a z Warszawy do Łodzi pociągiem.

Marzę o tym by kiedyś tam wrócić, wrócić na Krym, do Kijowa, marzę by odwiedzić Odessę. Ale czy w obecnej sytuacji będzie to jeszcze możliwe?


Aktualizacja posta: 25.02.2022 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *